Podobno szczerość się sprzedaje. Nie będzie to więc historia o dwójce ambitnych, młodych ludzi, chcących zawojować świat biznesu wskutek hodowanej od kołyski Motywacji i Chęci Podjęcia Wyzwań. Będzie o… sami poczytajcie.
R. jest naszym przyjacielem od wielu lat. Któregoś wieczoru po ciężkim dniu, siedząc niekoniecznie przy wodzie mineralnej, opowiedział nam o swoim księgowym. Gdzieś daleko stąd. Opowieść okazała się na tyle inspirująca – R. jest wszak handlowcem i co jak co, ale wizje umie sprzedawać – że ziarenko padło na grunt. Grunt niekoniecznie podatny w tamtym momencie, ale początek został zrobiony, a niekoniecznie woda mineralna zrobiła resztę.
U jednego z nas pojawiły się w pewnym momencie dwie połówki etatu, z czego jedna dość szybko się zdezaktualizowała. Zauważyliśmy okazję – z półtorej pensji można było wyżyć w zasadzie bez większego ryzyka – i postanowiliśmy pójść na swoje, przeznaczając chwilowo wolne pół etatu na poszukiwanie, już własnych, Klientów. Już własnego biura rachunkowego ADVENA. Tu ogłoszenie, tam życzliwe słowo… wkrótce pół etatu okazało się za mało i zrobiło się z tego zajęcie na cały zegar. Mariaż doświadczenia w księgowości i doświadczenia w marketingu zaczynał dawać pierwsze potomstwo…
Po jakimś czasie, lecząc się po w sumie ciężkim wypadku samochodowym, drugie stwierdziło, że też poświęci się firmie. Dylemat – księgować czy szukać Klientów i zająć się rozwojem – rozwiązał się dość szybko; do tej pory, pomimo niemal dwudziestu lat w branży, na stanowiskach stricte księgowych znamy 2 [słownie: dwóch] mężczyzn. Przyjęliśmy więc do pracy fajną, młodą studentkę… i zaczęło się na dobre.
W tak zwanym międzyczasie młoda, fajna studentka przedzierzgnęła się w poważną Panią Główną Księgową w Wielkiej Firmie [potrafimy więc czegoś nauczyć…], ze stosunkowo spartańskich warunków przy alei Krasińskiego i naszym nieocenionym mentorze w osobie P. Krzysztofa przenieśliśmy się na ul. Wenecja, gdzie rezydujemy do tej pory, przybyło nam i współpracowników, i Klientów, brylowaliśmy dwa razy w TV, z czego raz nawet w głównym, świątecznym wydaniu “Wiadomości”, paru Klientów zdążyło nas przerosnąć, niektórzy nawet o parę rzędów wielkości, ostatnio zbieramy siły na ekspansję poza Kraków i realizujemy kilka tajemnych, póki co, pomysłów… Dzieje się.
Pomiędzy tymi wszystkimi wspomnieniami szczególnie dumni jesteśmy z jednego.
Klienci przychodzą i odchodzą, business as usual. Jedni bankrutują, inni rosną i tworzą własny dział księgowy, z jeszcze innnymi – nie ma się co oszukiwać – nie bywa nam niekiedy po drodze z powodów czy to osobistych, czy też finansowych. Jak wszędzie. Przez cały ten czas nie odszedł od nas jednak jeszcze nikt – a przynajmniej nikt, o kim byśmy wiedzieli – z powodu niezadowolenia z poziomu naszych usług. I z tego cieszymy się najbardziej.
Oczywiście nie jest to wyłączną – ani nawet nie większą – zasługą naszej dwójki. Nie zrobilibyśmy tego bez naszych Koleżanek, którym w tym momencie winniśmy wielkie “Dzię-ku-je-my!!!”, choć pewnie dużo częściej słyszą to od Klientów. Reszta… reszta jest milczeniem i zdecydowanie nie nadaje się na bloga.
PS. Dlaczego wzięło nas na kombatanctwo akurat teraz? Cóż, biuro rachunkowe Advena zostało założone 2 kwietnia 2007 r. Dziesięć lat temu. Chcieliśmy założyć je w Prima Aprilis i mieliśmy nawet kilka mało poważnych pomysłów marketingowych na wykorzystanie tego, ale wtedy wypadał on akurat w niedzielę.
Wszystkim – Klientom, Współpracowniczkom i chyba samym sobie również – życzymy równego rejsu po wodach wzburzonego biznesu. Byle tylko nie skończyć, jak pewne biuro rachunkowe z Monty Pythona…
mile. gratulacje